niedziela, lutego 18, 2007

BK #17

Antwerpia. Październik 2006

środa, lutego 14, 2007

BK #16


Bruksela. Rue du Beffroi. 3. lutego 2007

środa, lutego 07, 2007

BK #15


Bruksela. 16. stycznia 2006

wtorek, lutego 06, 2007

Muzyka z metra

W brukselskim metrze nigdy nie jest cicho. Nawet kiedy późnym wieczorem na peronie stoi kilka milczących osób z głośników snuje się muzyka transmitowana z jakiejś rozgłośni radiowej. Dużo ciekawsze są jednak mikro koncerty odbywające się w wagonach. Panuje tu doprawdy spora różnorodność. Dla zwięzłości przekazu podzieliłem podziemnych muzyków na trzy kategorie. Pierwsza to soliści śpiewający a capella lub przy autoakompaniamencie wykorzystującym jakiś prosty instrument w rodzaju tamburynu. Reprezentantką tej grupy była pani, która w brawurowym tempie śpiewała "Te Quiero Mucho!" i mieściła się z całością swojego programu między dwoma przystankami. Druga grupa to muzyk z pomagierem - zbieraczem datków. Dużo bardziej efektywna, gdyż podczas występu inkasowana jest od razu należność od zachwyconych pasażerów. Tutaj prym wiodą akordeoniści z dziećmi lub żonami (może to faktycznie zbyt śmiałe założenie - powiedzmy partnerkami). Mają do perfekcji opanowany repertuar polegający na zlepieniu kilku szlagierów od "Skrzypka na dachu" po "Oczy Ciornyje". Wreszcie trzecia grupa - zespoły - na przykład gitarzysta i klarnecista. Ci wzbudzają nieomal aplauz. Czasami gitarzysta na dodatek śpiewa. Publiczność szaleje i ze wzruszenia wysiada na najbliższej stacji mimo, że uprzednio planowała jechać dalej.

Kilka dni temu jednak pojawił się w metrze artysta, który wymyka się przytoczonej klasyfikacji. Otóż nadziałem się na muzyka zelektryfikowanego; na dwukołowym wózku na zakupy miał przyczepiony taśmą klejącą wzmacniacz oraz odtwarzacz minidisców z nagranymi podkładami w rodzaju "syntezator casio dla najmłodszych". Sam natomiast wydawał głos do mikrofonu. Dziennikarska rzetelność karze mi napisać, że to bardziej była melorecytacja niż śpiew, ale wrażenie pozostaje niezatarte. W chwili kiedy zaintonował "Podmoskowyje wiecziera", musiałem odwrócić się do okna żeby swym parsknięciem nie zrobić mu przykrości.

Dość szyderstw. Niektórzy z metrowych grajków są doprawdy znakomici. Jeden z akordeonistów chwycił mnie za serce. Skończył grać a ja bardzo chciałem mu coś wrzucić do podstawionego papierowego kubeczka. Nerwowo wyciągnąłem portfel, zacząłem grzebać w moniakach, żeby nie obrazić go czymś zupełnie drobnym. W końcu namacałem coś gabarytowo odpowiedniego i obdarowałem go... żetonem do pralki.

czwartek, lutego 01, 2007

BK #14


Bruksela. Wrzesień 2006