poniedziałek, listopada 27, 2006

Zmierzch korka

Dzisiaj zupełnie inna historia. Wielu z nas pamięta chwile kiedy stał bezradny z butelką wina w ręku rozglądając się za korkociągiem. Pragnienie męczy, współbiesiadnicy się niepokoją a praktycznego przyrządu nie ma... Najgłębsze zakamarki kuchennych szuflad kryją wymyślne wyciskarki do czosnku, ubijaczki do piany, noże do pizzy a tak podstawowego wyposażenia jak korkociąg brak. Idą wówczas w ruch metody zastępcze; popularna "na klucz" gdy korek zostaje wepchnięty do środka, nierzadko ochalpując - białą oczywiście - ścianę, albo "na ręcznik" gdy uderzanie butelką w ścianę budzi sąsiadów a w efekcie sprowadza nam na głowę policję, która pacyfikuje właśnie rozkęcające się przyjęcie.

Otóż całkiem niedługo problem z poszukiwaniem korkociągu może zniknąć tak jak sam przyrząd może stać się muzealną ciekawostką. Na świecie jest coraz mniej korka a ten pozyskiwany jest coraz gorszej jakości. Olbrzymie połacie lasów, w których rosły dęby korkowe padły ofiarą wielkich pożarów w Hiszpanii i Portugalii w ciągu kilku ostatnich lat. Drugą ważną przyczyną jest fakt, że nowe winnice obu Ameryk (Kalifornia, Chile, Argentyna) produkują takie ilości wina, że aby zatkać swoje butelki zużywają większość światowego surowca. Korek jest więc rozrzedzany różnego rodzaju chemią (głównie różnymi parafinami) co z kolei często nie pozostaje bez wpływu na rzecz dla wina najistotniejszą czyli jego smak. Marny i nasączony ponad miarę woskiem korek doprawadza także coraz częściej do rozszczelniania się leżakujących butelek a co za tym idzie do psucia się cennego trunku. W niektórych niemieckich winnicach jest to ponoć 10 proc. produkcji.

Czym zamykać więc butelki, skoro dobrego korka coraz mniej a dobrego wina wcale nie ubywa? Zamykać tak by trud właścicieli i pracowników winnic nie szedł ma marne? (Pominę pomysły z plastikowymi imitacjami, które można spotkać w winach bułgarskich a czasem także w tych z Zachodu i Południa). Otóż pojawił się ciekawy wynalazek zatykania butelek korkami szklanymi, które posiadają tylko cienką uszczelkę z wysokiej jakości tworzywa. Szkło z winem w żaden sposób nie reaguje a uszczelka styka się z cieczą na minimalnej powierzchi. Całość przy otwieraniu nie wymaga oczywiście żadnego korkociągu, a jedynie palców i odrobiny siły. Podobno różnego rodzaju testy wypadły bardzo pomyślnie i rozwiązanie wydaje się idealne. Przeszkodą w rozpowszechnieniu wynalazku wciąż pozostaje bardzo silne, ugruntowywane przez wieki skojarzenie wina z korkiem, a przez to z korkociągiem. Jednak badania wskazują, że rynek (w każdym razie niemiecki) powoli dojrzewa do zaakceptowania szklanej zatyczki w butelce z winem.

Długo jeszcze brak korkociągu na imprezie będzie problemem, ale wiele wskazuje na to, że w końcu spotka go los krachli, weki, telefonu z kręcącą się tarczą i MS-DOS. Więcej na temat nowego wynalazku możecie znaleźć tutaj. (Bardzo dziękuję Darkowi Sumisławskiemu za przeciekawe opowieści o winie, winnicach i innych pokrewnych tematach, na podstawie których powstał ten wpis)


Winnica Schloss Vollrads w okolicy Wiesbaden (Hesja, Niemcy). Produkuje się tutaj 600 tys. butelek wina rocznie z czego 80 proc. zatykanych jest już szklanym Vino-Lokiem. Wrzesień 2006

piątek, listopada 24, 2006

BK #11


Bruksela. Budynek dawnej giełdy. Nazywam go sobie "Bursą". Listopad 2006

środa, listopada 15, 2006

BK #10


Bruksela. 14. października 2006

niedziela, listopada 12, 2006

Gandawa

Gandawa (Gent) jest kolejnym flamadzkim miastem leżącym w zasięgu godzinnej podróży koleją z Brukseli. W moim odbiorze jest miejscem mieszczącym się gdzieś pomiędzy zapełnioną tłumem turystów Brugią a posiadającą wielkomiejskie aspiracje Antwerpią. Pogoda dopisała i mogłem godzinami włóczyć się po średniowiecznych zaułkach pozbawionych kiczowatych szyldów zapraszających na kebaba. Starówka leży nad kanałem łączącym miasto ze Skaldą (znaną nam już z Antwerpii) a obie jej strony spinają malownicze mosty. W samym centrum, w pobliżu podłużnego Korenmarkt (tutejszego rynku) znajduje się kilka imponujących gotyckich kościołów; św. Mikołaja, św. Michała i najważniejszy: katerda św. Bawona (wiedzieliście, że był taki święty? Ja też nie :)).

W XIII i XIV wieku Gandawa była największym miastem Europy Zachodniej i centrum przemysłu (jeśli mozna użyć takiego określenia w średniowiecznych warunkach) sukienniczego. W tym czasie przechodzi właśnie swój rozkwit będąc swego rodzaju ewenementem gdyż zamieszkuje ją wówczas 5 tysięcy robotników. Biorąc pod uwagę rolniczy charakter tamtych czasów jest to rzadkość. Trudno powiedzieć jednak ile wspólnego ma tamtejszy robotnik z proletariatem powstałym manufakturach i fabrykach XVIII i XIX wieku.

Prosperita trwała do XVI wieku, kiedy po serii buntów (na tle powiedziałbym "fiskalnym", gdyż kolejni władcy cisnęli podatkami zamożnych sukienników niemiłosiernie) w 1540 roku cesarz niemiecki Karol V najechał miasto, zniósł przywileje, zasypał fosę i nakazał zbudowanie zamku/garnizonu pilnującego krnąbrnych gandawczyków na ich koszt(!). W kolejnych stuleciach miasto mizerniało i traciło na znaczeniu aż do wieku XIX i rewolucji przemysłowej kiedy koniunktura i historia ponownie dały nabrać wiatru w żagle. W 1913 roku otwarto tu Wystawę Światową. Więcej zdjęć z Gandawy możecie zobaczyć tutaj


Gandawa, widok na kościół św. Mikołaja. Listopad 2006

(źródła: Belgia i Luksemburg, wyd. Pascal, Bielsko-Biała 2006 oraz materiały promocyjne miasta i ulotki informacyjne)

środa, listopada 08, 2006

BK #9


Bruksela. Wrzesień 2006

poniedziałek, listopada 06, 2006

Bez komentarza. Nr 8

Bruksela. Ste.-Catherine. Wrzesień 2006