sobota, września 30, 2006

Asturias

Asturia (Asturies) to okręg autonomiczny w północnej Hiszpanii leżący nad Zatoką Biskajską (zwaną tam Morzem Kantabryjskim) między Galicją a Kantabrią. Asturyjczycy posiadają własny język a co za tym idzie silne poczucie odrębności od reszty Hiszpanii. Swoją wyjątkowość datują już od wczesnego średniowiecza kiedy ich kraj jako jedyny na półwyspie oparł się islamskiemu podbojowi. To własnie stąd ropoczęła się także rekonkwista zakończona wygnaniem ostatnich hiszpańskich muzułmanów (Morysków) do Afryki w XVI wieku. Astruria jest krajem wysokich gór (najwyższy szczyt Torrecerredo 2648 m. npm) oraz pięknego klifowego wybrzeża.

Kilka tygodni temu włócząc się w okolicy Grand Place usłyszałem dźwięk kobz i werbli. Klapka w głowie zaskoczyła: Szkoci. Kobziarze, którch zobaczyłem nie mieli jednak spódnic, a na werblach grały kobiety. Orszak przemaszerował przez brukselski rynek i skierował się na pobliski Plac Hiszpański (z pięknym pomnikiem Don Quixote i Sacho Pansa), gdzie właśnie rozpoczynał się asturyjski festyn. Cały plac pełen atrakcji; kuchnia, muzyka, tak zwane rękodzieło, zabawy dla dzieci. Dźwięk kobzy grającej do wtóru werbli brzmi dla mnie jakoś szczególnie, więc zaintersowała mnie orkiestra kobziarzy i innych muzykantów złożona jak się okazało głównie z nastolatków, którzy po obsłużeniu orszaku nie mieli dość i dalej, już "dla sportu" tańczyli i grali popijając wino jabłkowe (sidra). Jest ono gazowane tuż przed spożyciem w ciekawy sposób: nalewa się je do szklanki trzymanej jedną reką na wysokości kolana podczas gdy drugą rękę z butelką należy wyciągnąć jak najwyżej nad głowę. Trochę się przy tym porozlewa, ale efektem jest orzeźwiający, musujący napój.

Na koniec chciałem tylko powiedzieć, że wrażenie zrobili na mnie ludzie, którzy mając po kilkanaście lat ubierają się w tradycyjne stroje, uczą się tańczyć, śpiewać czy grać na kobzie i widać było, że sprawia im to prawdziwą frajdę. Spodobało mi się też to, że asturyjska gromada mieszkająca w Brukseli potrafiła się zorganizować i wysilić by urządzić takie święto właściwie tylko dla siebie. Byłem na placu jednym z niewielu cudzoziemców podczas gdy Belgowie i gromady turystów przewalający się opodal między Manneken Pis a rynkiem i kupujący czekoladki oraz "200-rodzajów-piwa" jakoś nie wykazywały zainetersowania.


Asturyjski orszak między brukselskim rynkiem a Placem Hiszpańskim


Nie wiem czy ten pan jest szewcem czy stolarzem. W każdym razie robi buty z drewna. Powstaje obuwie podobne do tego, które na obrazkach mają rumiane holenderskie dojarki. Na koszulkach chłopców nadrukowany jest asturyjski herb.


środa, września 27, 2006

Bez komentarza. Nr 5


Bruksela. Wrzesień 2006

wtorek, września 26, 2006

300 km/h

Na specjalnym odcinku torów między Kolonią i Frankfurtem specjalny pociąg ICE rozpędza się do 300 km/h. W środku trudno to odczuć, może jedynie uciskiem w uszach gdy maszyna wpada do tunelu. Wpatrywałem się w komputerowy wyświetlacz na korytarzu oczekując na czarodziejskie 300 i zacząłem zastanawiać się jaka potężna technologia i złożoność kryje się za tym by kilkudziesięciometrowe cygaro rozpędzić do tej prędkości a w dodatku setkom ludzi wewnątrz zapewnić bezpieczeństwo i komfort. Po kilku chwilach ciekawość ustąpiła miejsca oszołomieniu i rezygnacji. Poprzestałem na trochę wymuszonym przekonaniu, że gromada konstruktorów, która latami budowała tą maszynę zrobiła to dobrze i że za godzinę wysiądę spokojnie na swojej stacji. Posługujemy się dziesiątkami urządzeń, których zasad działania nie rozumiemy i nawet nie próbujemy. Całe ich niezmiernie skomplikowane wnętrze przykrywa prostota obsługi; kilknastoklawiszowa klawiatura telefonu lub wygodny fotel w ICE. A czy żyje się przez to lepiej (prościej)? Nie wiem. Na pewno szybciej.

Siedząc w pociągu starałem się dostrzec granicę belgijsko - niemiecką. Patrzyłem wytrwale w okno w poszukiwaniu czegokolwiek "granicznego"... Tymczasem nagle zmieniły się napisy na stacjach kolejowych i rejestracje na samochodach. To wszystko. Witajcie w Unii Europejskiej.

Wiem czego mi brakuje w Brukseli! Coś mi od początku nie pasowało i w końcu na to wpadłem. Bruksela jest miastem bez rzeki! Wszedzie gdzie do tej pory mieszkałem była. Rzeka dzieli miasto na dwie częsci, a mosty starają się te podziały łagodzić. Rzeka jest osią wokół której miasto się obraca i nad którą się pochyla. Nad rzekę przychodzi się na spacer i na rower. Na grilla i na koncert. Rzeka była pierwszą drogą prowadzącą do miasta. Każde miasto ma opowieści i legendy związane z wodą dzięki której powstało. Rzeka porządkuje, daje punkt (linię?) odniesienia. Trzyma miasto w ryzach, a czasem straszy wylewami. Bruksela nie ma rzeki. Kiedy chodzę po mieście czasem tracę orientację. Muszę wyciągać plan miasta i dłuższą chwilę obracać go na wszystkie strony by zorientować się w kierunkach świata. Szukam jakiegoś charakterystycznego punktu ale na mapie wszystkie budynki i pomniki wygladaja tak samo. Nie mogę po prostu, tak jak zawsze pójść w kierunku rzeki.

wtorek, września 19, 2006

Bez komentarza. Nr 4


Brugge. Sierpień 2006

niedziela, września 17, 2006

Cyclocity

Pamiętacie katastroficzne wizje z książek lub filmów science-fiction, kiedy to w wyniku jakiegoś kataklizmu wielkie miasta pustoszały z dnia na dzień? Sceny na których po szerokich, ruchliwych jeszcze wczoraj alejach walają się tylko stare gazety unoszone wiatrem. Sygnalizacja uliczna co prawda działa, ale nie ma nikogo kto mógłby się stosować do jej wskazań? Ludzie i pojazdy, ruch i hałas - wszystko gdzieś zniknęło...

To co spotkałem dzisiaj na brukselskich ulicach nasunęło mi skojarzenie, z którym się z Wami własnie podzieliłem. Otóż w całym centrum milionowego miasta nie jeździły samochody. A jako, że przyroda nie znosi pustki ich miejsce zajęły rowery - tysiące rowerów! Wielopasmowe aleje wśród wieżowców wypełnione bicyklami i pobrzękiwaniem dzwonków. Czasem gdzieś wśród tego tłumu wystawała sylwetka jeźdźca. Wrażenie budowało głównie zderzenie: tego czego się spodziewałem czyli hałasu silników, zapachu spalin, klaksonów z tym co zastałem czyli stosunkowo cichym i wesołym tłumem rowerzystów, rolkowców i wierzchowców.

Już wyjaśniam. Nie chodzi o jakąś epidemię w wyniku której wymarły samochody, albo ludzie zwariowali i w ciągu nocy zmienili swoje zwyczaje. Nie doszło także do tego, że gwałtowny wzrost cen paliwa zmusił wszystkich do porzucenia motoryzacji. Zamknięto miasto dla samochodów żeby uświadomić jego mieszkańcom problemy ochrony środowiska i fakt, że spaliny są głównym źródłem zanieczyszczeń powietrza. Pomysł wypłynął ponoć od Matki Naszej Unii Europejskiej. Ciekawe, że nie spotkałem nikogo kto by się zżymał, że nie może w niedzielę pojechać na piknik swoim wozem. Cała akcja spotkała się z bardzo ciepłym przyjęciem i szerokim odzewem. Nie przesadzam - mijały mnie dzisiaj w czasie trzygodzinnego spaceru tysiące rowerów. Atmosfera święta udzieliła się szerzej - najróżniejsze organizacje ekologiczne poustawiały to tu, to tam pikiety albo namioty i agitowały. Najczęściej przy muzyce, zabawie i poczęstunku. Nasuwa się pytanie na ile uczestnicy tego panbrukselskiego święta rowerów wezmą sobie do serca potrzebę ochrony środowiska a ile było w tym okazji na niecodzienne spędzenie niedzieli. Zadam sobie to pytanie pewnie jeszcze raz jutro rano kiedy potknę się o wystawiony prosto na ulicę wielki wór ze śmieciami.

Na koniec ciekawostka, od której pochodzi tytuł dzisiejszego wpisu. Miasto Bruksela zorganizowało sieć automatycznych wypożyczalni rowerów. W centrum znajduje się dwadzieścia kilka stacji, czy może lepiej powiedzieć parkingów, z których można pożyczyć albo oddać rower. Wszystko dzieje się w pełni automatycznie. Specjalny parkometr zainkasuje od nas 1,5 euro za tygodniowy abonament i 50 centow za każde pół godziny spędzone na wypożyczonym rowerze. Jak ktoś umie po francusku albo flamandzku to szczegóły znajdzie na http://www.cyclocity.de

czwartek, września 14, 2006

Bez komentarza. Nr 3


Ostenda. Sierpień 2006

niedziela, września 10, 2006

Bez komentarza. Nr 2


Bruksela, Grote Markt. Lipiec 2006

poniedziałek, września 04, 2006

Bez komentarza. Nr 1


Bruksela. Lipiec 2006