środa, kwietnia 16, 2008

Jak spóźnić się na samolot i zgubić walizkę w jeden dzień

To co miało być zwykłym skokiem ze Środkowego Zachodu na Wschodnie Wybrzeże okazało się pełną przygód i małych dramatów drogą przez mękę. Wszystko zaczęło sie od tego, że całą swą ufność złożyłem na ręce mojego towarzysza podróży, który jako adaptowany tubylec (oryginalnie pochodzący z Indii) powinien był wiedzieć jak długo trzeba jechać na lotnisko i o ile wcześniej trzeba się tam stawić żeby zdążyć z wszystkim formalnościami. Nie wiedział. Efekt był taki, że spóźniliśmy się na samolot do Bostonu i wszystkie pozostałe etapy podróży z przesiadką na samolot do Nowego Jorku i wynajęciem samochodu posypały się jako te kostki domina.

Dzięki uprzejmoścu kilku osób i osobliwego zbiegu okoliczności udało nam się zestawić nowe połączenie ale w czasie tej dość nerwowej bieganiny okazało się, że muszę swój gabarytowy i ciężki bagaż własnoręcznie dostarczyć do samolotu. Żaden problem. Zostawiłem go w rękawie prowadzącym na pokład a w zamian dostałem odpowiednią naklejkę i obietnicę że wszystko będzie dobrze. Niestety obietnicy nie dotrzymano bo w Nowym Jorku karuzela wydająca bagaż miała coś do zaoferowania wszystkim pasażerom oprócz mnie.

Pani w Bagażu Zagubionym sprawdzila w komputerze i dowiedziała się że mój tobół wciąż znajduje się w Bostonie a ostatni samolot do NY już odleciał. Zostawiliśmy jej adres hotelu i prośbę o telefon gdyby cokolwiek nowego miało się okazać. Cały odświętny strój którym miałem zrobić wrażenie na kliencie pierwszego dnia pracy został gdzieś hen a ja w dżinsach, wyciągniętym swetrze i adidasach, zarośnięty i bez szczoteczki do zębów przeklinałem sobie pod nosem cichutko.

Hinduski towarzysz niedoli (jego walizka dojechała szczęśliwie, ale w czasie kontroli bezpieczeństwa zarekwirowano mu spodnie i buty - nie mam pojęcia dlaczego) uwinął się z wynajęciem samochodu i w końcu zamiast piątej dotarliśmy do Armonk chwilę przed północą. Po drodze przez okno samochodu miałem pierwszą okazję rzucić okiem na Wielkie Jabłko...

cdn...

Brak komentarzy: