środa, kwietnia 02, 2008

Plac St. Josse część II

Wschodnie odnogi placu bogate są w tureckie bary serwujące przede wszystkim durum czyli różne rodzaje wołowego lub baraniego mięsa zawijane w pszeniczne naleśniki. Smakosze rozpoznają niuanse i wiedzą w którym z kilku mieszczących się w promieniu rzutu kamieniem barów zawijaniec taki ma najlepszy smak a frytki (belgijski dodatek w tureckiej potrawie) są smażone na świeżym oleju. Każdy ze sprzedawców zapewnia, że jego produkty zgodne są z muzułmańskim kodeksem spożywczym – halal. Każdy z nich twierdzi także, że konkurencja w najmniejszym stopniu go nie przestrzega. Na zachodnim krańcu placu jest marokańska piekarnia z najlepszymi w okolicy croissantami. Sprzedawczyni owinięta szczelnie w swoja chustę posiada piękne czarne oczy i długie wypielęgnowane rzęsy. Piekarnia zamknięta jest w czwartki – prawdopodobnie z powodu jakiegoś islamskiego nakazu, ale za to tego dnia po drugiej stronie placu rozkłada się targ przypominający polskie odpusty. Straganiarze wydają się bardzo ze sobą zaprzyjaźnieni – noszą sobie nawzajem posiłki w menażkach i częstują herbatą. Odwiedzają swoje stoiska, chwalą albo wyśmiewają towar i sprawiają wrażenie, że przechodnie a nawet klienci przeszkadzają im w coczwartkowym wydarzeniu towarzyskim.

Każdego ranka w dzień powszedni ruch na St. Josse jest tak duży, że automaty zmieniające światła na skrzyżowaniu przestają wystarczać. Zastępują je policjanci i obejmują panowanie nad rzeką pojazdów płynącą każdą z trzynastu (?) odnóg placu. Policjantów jest dwoje – to znaczy na jeden ranek przypada jeden policjant, ale przez dziesięć miesięcy widziałem tylko tę dwójkę pracującą przy udrażnianiu miejskiego krwiobiegu. Przyjeżdżają na miejsce potężnymi motocyklami, a każde ubrane jest w budzący respekt skórzany kombinezon. On – wysoki, wąsaty, z twarzą wyrażającą łaskawe przyzwolenie na przejechanie przez jego skrzyżowanie. Oszczędny w ruchach – nie ma w nim nic z polskich ulicznych baletmistrzów w białych rękawiczkach – wie doskonale jak krótkim ruchem ramienia powstrzymać napierającą falę samochodów i następującym sekundę później gestem łaski dać sygnał stojącym nad przepaścią krawężnika pieszym, z których każdy jest już spóźniony. Nie ma takiego pirata drogowego ani niecierpliwego piechura, który mógłby wytrącić go z równowagi. Ona – wieku nieokreślonego. Kombinezon i motocyklowy kask uniemożliwiają jakiekolwiek szacunki. Jest władczynią oświeconą i pogodną. Łagodnymi ruchami zachęca do sprawniejszego pokonywania placu. Pobłażającym uśmiechem karci niesfornych uczestników ruchu. Piesi czekają tęsknie na jej gest zezwalający na wejście na pasy, kiwają głowami w krótkim pokłonie gdy ją mijają. Oddają hołd z wdzięczności za bezpieczne przeprowadzenie przez gordyjski węzeł placu. Któregoś gorącego dnia widziałem jak zdjęła kask spod którego wypadł warkocz sięgający pośladków.

cdn...

Brak komentarzy: