Czekam niespokojnie kiedy wreszcie temperatura spadnie poniżej 30 stopni. Klimatyzowane biuro zapewnia komfort przez większą część dnia, ale moje nowe mieszkanko poddaje się aurze i nie daje odrobiny wytchnienia. Jedno okno nie pozwala na zrobienie przeciągu. Z resztą na zewnątrz i w środku jest tak samo duszno i gorąco. Nie ma też chyba sposobu żeby wymienić powietrze w metrze. Nie chce nawet zgadywać ile tam może być stopni.
Wczoraj po zmierzchu wybrałem się na spacer w stronę centrum. Okazalo się, że do tutejszego rynku (Grand Place/Grote Markt) potrzebuję 15 minut spokojnego marszu...
Większość napisów na ulicach (nazwy stacji metra, nazwy ulic, ogłoeszenia na słupach) jest dwujęzyczna. Zazwyczaj pierwszy z nich jest w walońskim dialekcie francuskiego a drugi we flamandzkim dialekcie holenderskiego. Zdziwiło mnie to, że nie są to "czyste" odmiany tych języków, tylko ich wersje używane w Belgii. Statystyka mówi, że w całym kraju po walońsku mówi ok. 40% a po flamandzku 60% ludności. Trzecim językiem oficjalnym jest niemiecki, którym posługuje się jednak zaledwie 1% mieszkańców. Nazwy są często zupełnie do siebie niepodobne. Na przykład moja Rempart des Moines to po flamandzku Papenvest. Prawie wszyscy całe szczęście mówią jednak po angielsku włączając w to pracowników metra i kasjerów w sklepach. Gdyby nie to byłoby mi chyba troche trudniej :) W Fortis Investments angielski jest uznany za lingua franca i nawet dokumentacja powstaje w tym języku.
Jutro święto narodowe. 21. lipca 1831 roku na tron wstąpił jego wysokość Leopold I, a ja się wyśpię (o ile upał pozwoli) i pozwiedzam trochę więcej.
czwartek, lipca 20, 2006
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz